á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
"Kochankowie" to piąta część sagi rodu Neshov. Cztery wcześniejsze tkwią we mnie do dziś, zakorzeniły się we mnie. Wiele scen ciągle do mnie powraca, dlatego po latach, gdy ukazała się piąta część moje oczekiwania były wysokie. Czy sprosta wcześniejszym? Czy nie będzie słabym dopiskiem do czegoś, (...) co jest bardzo dobre? Czy nie będzie smętną, naciąganą fabułą wskazującą na to, że autorce bardziej zależało na zarobku niż na czytelnikach?
I co się okazało?
"Kochankowie" to powieść jakością i tekstem zbliżona do wcześniejszych tomów. Niezwykle wciągająca. Pełna tego, co miały poprzednie części, czyli jakiejś nienazwanej tajemniczości. Dobrze jest znać całą historię rodziny. Gdy Tormod wraz z żoną i synem prowadzi dom i hodowlę. Bo tu się wszystko zaczęło i tu się teraz kończy. Tormod po latach zostaje oddany do domu opieki. Tu odwiedza go jeden z synów, Margido, przedsiębiorca pogrzebowy, oraz wnuczka Torunn, która przejęła majątek po dziadkach. I wydawać by się mogło, że Tormod jest, jak zawsze, nikim znaczącym, a jednak... Tormod ma głębokie życie wewnętrzne. Ma także świadomość własnej starości i niedołężności ciała. Jego wszelkie upadki są dla niego ujmą i upokorzeniem. Słowa nie są w stenie zamazać skutków. Słowa nie stanowią wytłumaczenia. Opiekunowie widzą siniaki, opuchnięcia czy złamania, co stanowi potwierdzenie jego ułomności i demencji.
Ci, co go odwiedzają patrzą podobnie. Biorą efekty za oczywistość. Za następstwo upływu lat. Czy słusznie?
Prócz życia Margida i Torunn jest jeszcze Erlend i Krumme. Prowadzą swoje życie przy adoptowanych dzieciach, remontują nowo zakupioną willę, próbują razem sprostać każdemu kłopotowi.
I każdy żyłby w odrębnych zbiorach, gdyby nie nagłe wydarzenia, które ponownie skupiają rodzinę w Neshov.
Ragde ponownie stanęła na wysokości zadania. Po raz kolejny dała mi do rąk bardzo dobrą powieść. Powieść, która pochłania od pierwszych stron. Trudno się odizolować mentalnie od bohaterów. Trudno otrząsnąć się z historii, z fabuły, ze smutku. Bo ten miesza się w nas i osiada. Personalizujesz się niemalże z każdym z bohaterów. Nie jest możliwością przejście obok nich bez poczucia jakiejś bliskości, wprost zażyłości. I czasem chciałbyś złapać któregoś za rękę i przytulić, doradzić coś, albo tylko posiedzieć w ciszy. Jesteś nimi wszystkimi.